sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 7 "Hej, księżniczko, nie bój się. Ja się wszystkim zajmę."


Zdyszani po kilkuminutowym biegu zakończonym wyczerpującym sprintem po schodach, z hukiem wpadliśmy do sali, ściągając na siebie ciekawskie spojrzenia wszystkich obecnych. Zorientowaliśmy się, że wciąż kurczowo trzymamy swoje dłonie, więc dyskretnie rozluźniliśmy uścisk.
Scarlett, zarejestrowawszy nasze przybycie, natychmiast ruszyła w stronę wejścia, a wyraz jej twarzy bynajmniej nie wskazywał na to, że zamierza radośnie nas powitać, ignorując błahostkę, jaką jest niewielkie spóźnienie.

- Dwadzieścia pięć minut! Czekamy na was od dwudziestu pięciu minut!!! Młodzi, co wy sobie wyobrażacie, do cholery?!

- Przepraszamy, to się już więcej nie powtórzy - wyjąkałam, starając się jakoś udobruchać choreografkę. Z marnym skutkiem.

- Ty, Liv, przekraczasz już wszelkie granice. Wczoraj wciskałaś mi taki sam kit. Spóźniasz się drugi dzień z rzędu! Zero odpowiedzialności! Jeśli nie zależy ci na tej robocie, to wiedz, że znalezienie kogoś na twoje miejsce zajmie mi mniej niż pół minuty!

- Scarlett, odpuść jej! - poczułam przyjemne ciepło rozlewające się u dołu brzucha, gdy usłyszałam, że Harry staje w mojej obronie - To spóźnienie to tylko i wyłącznie moja wina. Więc jeśli koniecznie musisz wyładować na kimś swoją frustrację, to proszę bardzo - jestem do dyspozycji.

Scarlett najwyraźniej odrobinę zamurowała riposta Harry'ego, bo wymamrotała tylko coś niezrozumiałego, po czym stwierdziła, żebyśmy nie marnowali już więcej czasu i brali się wreszcie do roboty.

- Macie dziesięć minut na rozgrzewkę! Idę po reżysera i zaczynamy scenę szóstą!

Kiedy drzwi za choreografką zamknęły się z trzaskiem, posłałam Harry'emu pełne wdzięczności spojrzenie i wyszeptałam "dziękuję", na co on odpowiedział triumfalnym uśmiechem, który uwydatnił jego urocze dołeczki.
Dołączyliśmy do grupki tancerzy stojących pod ścianą, wypatrując jednocześnie gdzieś w tłumie Liama, Zayna, Niall'a  albo Louis'iego. Po chwili, ni stąd, ni zowąd, tuż za plecami Hazzy pojawił się właśnie Boo Bear, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy na tę dwójkę nie działają przypadkiem jakieś magnesy zwrócone do siebie, zdecydowanie, biegunami przeciwnymi. Lou objął od tyłu szyję Harry'ego i splótł swoje dłonie na jego klatce piersiowej.

- Nieładnie, oj,  nieładnie - mruknął przeciągle - Nie dość, że zaraz będę musiał patrzeć na twoje buzi-buzi przed kamerą, to jeszcze randkujesz od samego rana?

- Coś ty, my wcale nie chodzimy na randki. Prawda, Liv? - Harry ze śmiechem podjął próbę wybronienia się z sytuacji - No, przynajmniej na razie - dyskretnie puścił mi oczko.

- Jasne, jasne. Ja i tak wiem swoje. Coś czuję, że będziemy mieli ciche dni - Louis'ego najwyraźniej nie usatysfakcjonowała w pełni otrzymana odpowiedź - Właściwie, tak. To świetny pomysł. Ciche dni. Postanowione. Dostaniesz za swoje, Hazz.

Lou uwolnił Loczka z uścisku i stanął obok, udając naburmuszoną minę. Harry natomiast baz mrugnięcia okiem wpatrywał się w niego uporczywie z wypisanym na twarzy pytaniem "Czy jesteś przekonany, że wiesz, co robisz?", ozdobionym niewinnym uśmiechem. Mina ta najwyraźniej działała nie tylko na mnie, bo po kilku sekundach Louis skapitulował.

- Dobra, wygrałeś! Zmiana planu. Nie dam rady się do ciebie nie odzywać. Ughh... Ty i te twoje przeklęte dołeczki!

Tym razem nie udało mi się już opanować chichotu, którym po chwili zaraziłam Harry'ego, a w końcu również  Louis'ego.

- Nie wiem, czy mi wybaczysz, Liv, ale muszę porwać Harry'ego na chwilę - oznajmił, gdy doszliśmy już do siebie - Postaraj się nam tu nie uschnąć z tęsknoty przez te dziesięć minut, ok? - rzucił na odchodnym, wciąż rozbawiony i popchnął Styles'a w stronę drzwi, mamrocząc coś o jakichś problemach z kostiumami.

Postanowiłam wykorzystać moment samotności na porządne rozciągnięcie, by przypadkiem nie podpaść Scarlett kolejny raz w ciągu dwudziestu minut. Skłon w prawo, skłon w lewo, przyciągnięcie czoła do kolan i na koniec mostek. Może nie było to typowe ćwiczenie na rozgrzewkę, ale bardzo lubiłam je wykonywać. Dawało mi poczucie, że sprawuję całkowitą kontrolę nad swoim ciałem i mogę zrobić z nim, co tylko zechcę. Wypchnęłam biodra do przodu i wygięłam ręce, które zaraz z lekkością miały opaść na podłogę. Z zadowoleniem przyjęłam delikatny, pulsujący ból świadczący o intensywnej pracy wszystkich mięśni.
Nagle widok na odwróconą do góry nogami salę treningową przysłoniły mi oślepiająco błękitne tęczówki w towarzystwie jasnej, blond czupryny.
Niall.

- Wow! Niezła pozycja, księżniczko! Znaczy, cholera... To nie do końca tak miało zabrzmieć.

- Bez paniki. Wyobraź sobie, że nie we wszystkim doszukuję się od razu ukrytych podtekstów.

- Uff! Dobrze, że sobie tą kwestię wyjaśniliśmy - Horan teatralnym gestem starł z czoła wyimaginowaną kroplę potu i uśmiechnął się szeroko - Właściwie, to zastanawiałem się, co by się stało, gdybym, tak najzupełniej przypadkiem, połaskotał cię teraz trochę w brzuch - dodał figlarnie.

- Ani mi się waż! - zaprotestowałam z rozbawieniem, ale na wszelki wypadek w trybie natychmiastowym wyprostowałam się, starając się zrobić to z możliwie największą gracją - A ty przypadkiem nie powinieneś iść z chłopakami do garderoby w sprawie kostiumów?

- Nie, załatwiłem to już, gdy czekaliśmy na ciebie i Hazzę. Tak przy okazji, widać, że świetnie się ze sobą dogadujecie, Liv - Niall skierował naszą rozmowę na inne tory, co niekoniecznie spotkało się z moim entuzjazmem.

- No... tak. Chyba złapaliśmy całkiem niezły kontakt.

- Byliście dzisiaj gdzies razem, prawda? - ton blondyna nie przestawał brzmieć ciepło i pogodnie, mimo to wyczułam w tym pytaniu nutkę... rozczarownia.

- Nie. Znaczy... Niezupełnie. Po prostu spotkaliśmy się przypadkiem w parku - nie wiem czemu, ale intuicja podpowiadała mi, że nie powinnam wyjawiać Niall'owi całej prawdy.

Jego twarz szczerze się rozpromieniła. Już chciał otworzyć usta, by coś powiedzieć, ale wtedy z trzaskiem drzwi do sali wkroczyła Scarlett w towarzystwie całej ekipy nagraniowej. I choć jeszcze sekundę temu pałałam do niej chwilową nienawiścią, teraz miałam ochotę rzucić jej się na szyję za to, że prawdopodobnie wybawiła mnie od serii kłopotliwych pytań ze strony Horana i przymusowej improwizacji, w której nigdy nie byłam zbyt dobra.

***

Dzień na planie minął mi zaskakująco szybko. Wciąż przemieszczaliśmy się z planu do garderoby, z garderoby do charakteryzatorni, z charakteryzatorni w plener albo na plan i tak w kółko. Rejestrowałam wszelkie polecenia reżysera, światła kamery, pokrzykiwania Scarlett, ale wszystko docierało do mnie jakby przez mgłę. Całe szczęście, że każdy, najmniejszy nawet ruch miałam wyćwiczony do tego stopnia, by móc wykonywać go właściwie automatycznie, dzięki czemu udało mi się nie zawalić żadnej choreografii. Bo myślami krążyłam zupełnie gdzie indziej.

***

Scenę pocałunku kręciliśmy na samym końcu. W duchu przeklinałam reżysera, który postanowił, że nie będziemy używać przy niej żadnych efektów specjalnych i nagrywanie rozpoczniemy dopiero wtedy, gdy naprawdę zapadnie zmrok, by zachować jak największą autentyczność.

Tak, chciałam mieć to już za sobą. Rano, kiedy Harry zainicjował nasz prawdziwy pocałunek, wydawało mi się, że wszystko pójdzie gładko. Lecz teraz obawy powracały i to ze zdwojoną siłą. Co gorsza, Harry również nie okazywał już tak wielkiego entuzjazmu, jak jeszcze kilka godzin temu.

Większość tancerzy i statystów została zwolniona do domu po wcześniejszym podziękowaniu za dzień owocnej współpracy. Ja natomiast skierowałam się do garderoby, gdzie w obroty wzięła mnie nasza wizażystka. Szczotka, suszarka i lakier migały mi tylko w jej dłoniach, by za chwilę ustapić miejsca najróżniejszym kosmetykom do makijażu. "Voila!" - usłyszałam wkrótce, a gdy fotel obrócił się gwałtownie, zamrugałam z niedowierzaniem, chcąc upewnić się, czy dziewczyna po drugiej stronie lustra to aby na pewno ja. Następnie wcisnęłam się w przyszykowaną, zwiewną, bladożółtą sukienkę zawiązywaną na szyi, która - przyznam nieskromnie - uwydatniała chyba moje wszystkie możliwe atuty.
Byłam gotowa.
Stukając obcasami, wyszłam na kotytarz. Dosłownie sekundę później drzwi po przeciwnej stronie otworzyły się szeroko i wyłonił się z nich Styles.

- Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się z uznaniem na mój widok - Naprawdę idealnie.

- To samo można powiedzieć o tobie! - nie pozostałam mu dłużna. Komplememnt w tym wypadku nie był ani odrobinę przesadzony, bo Harry w ciemnych rurkach i granatowej marynarce z nonszalancko podwiniętymi rękawami wyglądał jeszcze bardziej uroczo i pociągająco niż zazwyczaj.

W pełnym napięcia milczeniu wsiedliśmy do windy, która po wciśnięciu guzika posłusznie przetransportowała nas na ostatnie piętro budynku. Kiedy drzwi rozsunęły się, Harry wskazał ręką wąskie, rozkładane schodki prowadzące na dach. Pomógł mi się na nie wdrapać i po chwili oboje zaciągnęliśmy się nocnym, przepełnionym spalinami, londyńskim powietrzem, stojąc jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią.
Światła, kamery, ekipa na stanowiskach - wszystko było już gotowe do nagrywania.

- Po prostu to zróbmy - usłyszałam cichy głos Harry'ego - Miejmy to za sobą, a od jutra będziemy mogli cieszyć się swoim towarzystwem bez ograniczeń i bez całej tej chorej otoczki - nie wiem, czy kierował te słowa do mnie czy bardziej do siebie, ale kiwnęłam potakująco.

Reżyser udzielił nam ostatnich wskazówek dotyczących sceny. Najpierw pojawia się Zayn, śpiewając swoją solówkę i spoglądając w moją stronę tęsknym wzrokiem. Kiedy dochodzi do słów: "And as you close your eyes tonight...", przymykam powieki, Harry obejmuje mnie i - no własnie - całus. W teorii wszystko pięknie, prosto i bezproblemowo. W teorii...
W końcu zajęliśmy wyznaczone miejsca. Z tej wysokości panorama Londynu oświetlonego przez błyski neonów, latarnie i gwiazdy naprawdę zapierała dech w piersiach. Gdyby nie świadomość, że zaraz muszę zrobić coś, co przez pół nocy spędzało mi sen z powiek, nie miałabym nic przeciwko, by tkwić na tym dachu z Harry'm całymi godzinami. Ale, ok, romantyczne fantazje odłożmy na potem. Teraz skupienie i tylko spokojnie. Jeszcze jeden, ostatni, głęboki wdech...

- I akcja!

Muzyka, światła, kamery. Zayn rozpoczął. Przechadzał się swobodnie po dachu, poruszając ustami zgodnie z tekstem piosenki i posyłając czarujące spojrzenia to na mnie, to prosto do kamery. A z każdym słowem ja i Harry byliśmy coraz bliżej naszego "wielkiego" momentu.
"And as you close your eyes tonight."
Teraz.
Harry niepewnie położył dłoń na mojej talii. Poczułam, jak jego mięśnie napinają się. Chciałam szepnąć: "Spokojnie, Hazz. Będzie dobrze.",  ale raczej nie byłoby to zgodne ze scenariuszem. Powoli zbliżyliśmy nasze twarze. Loczek oddychał szybko i płytko, przez co mój puls również przyśpieszył. Być może to tylko złudzenie, ale zdawało mi się, że chłopak ledwo dostrzegalnie zadrżał. Pokonanie tych paru milimetrów dzielących nasze usta trwało chyba całe lata świetlne. W końcu już prawie zatknęliśmy się wargami...

- Cięcie!!! - głos reżysera nigdy wcześniej nie brzmiał tak deprymująco i irytująco, jak teraz - Nie! Nie! Nie! Cięcie!

Odsunęliśmy się od siebie z Loczkiem na "przyzwoitą" odległość.

- Harry! To ma być pocałunek, nie pozowanie na figurę woskową! Romantyzm, pasja - wiesz, te klimaty. Włóż w to trochę serca! Pokaż mi jakieś emocje. Jakiekolwiek, oprócz zdenerwowania, ok?

- Postaram się - Harry kiwnął głową, ale ta "konstruktywna" krytyka chyba wcale nie pomogła mu się odstresować.

- Dobra, jeszcze raz od początku. Zayn, wchodzisz! Kamera! Akcja!

Znów dźwięki "More Than This" otuliły moje ciało i z sekundy na sekundę powodowały szybsze bicie serca. Znów Harry objął mnie w pasie. Znów zbliżyliśmy nasze twarze, delikatnie dotknęliśmy się ustami. A potem... znów nam przerwano.

- Harry, ty chyba w ogóle tego nie czujesz. Macie być w sobie zakochani, rozumiecie? To jest piosenka o miłości. Wiem, że stać was na więcej!

Spróbowaliśmy więc jeszcze raz. I jeszcze jeden. I następny. Ciągle jednak coś szło nie tak: "za mało emocji", "zbyt sztywno", "nienaturalnie", "Harry, nie objąłeś jej w talii!"... 
Tego właśnie się obawiałam. W parku pocałunek od razu wyszedł nam idealnie, bez scenariusza doskonale wiedzieliśmy co robić - bo było to szczere, spontaniczne i niewymuszone. Teraz tak się nie dało. Światła, kamery i pokrzykiwanie reżysera stresowało mnie coraz bardziej. Jednak w porównaniu z roztrzęsieniem Harry'ego, uznałabym to jedynie za "uzasadnioną tremę". Dziwne, w końcu z naszej dwójki to on był tutaj wielką gwiazdą. Albo za bardzo emocjonalnie podchodził do całej sceny, albo był naprawdę beznadziejny w panowaniu nad swoim zdenerwowaniem.
Po dwunastym nieudanym dublu Loczek balansował chyba gdzieś na granicy załamania nerwowego. Miałam wrażenie, że za chwilę rzuci to wszystko w cholerę i zbiegnie z dachu z wiązanką niecenzuralnych zwrotów na ustach, przewracając po drodze parę kamer. Nic takiego, na szczęście, się nie stało, za to w stronę zejścia - zarządziwszy wcześniej krótką przerwę - udał się nasz reżyser.
"Zaraz wylecimy" - zdążyło mi tylko przemknąć przez myśl, a Harry, sądząc po jego minie, chyba podzielał moje zdanie.
Mężczyzna wrócił równie szybko, jak się ulotnił, tym razem trzymając w dłoni jakieś notatki i zawzięcie mażąc w nich coś cienkopisem.

- Młodzi, jest sprawa! - przywołała gestem mnie i Harry'ego. Oho, zaczyna się - Cóż... Nie zrozumcie mnie źle, ale nie nadajecie się we dwójkę do tej sceny. Nie ma między wami tej chemii, nie iskrzy. Dlatego musimy zrobić małą zamianę - nie ukrywam, że wiadomość ta wywołała u mnie uczucie błogiej ulgi.

- Czyli wylatujemy, tak? - chciałam jasno zakończyć sprawę.

- Nie, nie do końca. Tobie, Harry, muszę podziękować. Za bardzo się denerwujesz i to widać. Ale ty, Liv, zostajesz. Spróbujemy zaraz z nowym partnerem.

- Jak to? - wyjąkałam zaskoczona.

- Normalnie. Zagrasz tą scenę z...

Reżyser nie dokończył. Nie musiał kończyć, bo w tej chwili na dach wszedł Niall. Prosto od charakteryzatorki, z rozwichrzoną czupryną, w luźnej, kremowej koszuli.

- No właśnie, zagracie tą scenę z Niall'em.

Świat przed oczami zawirował mi przez sekundę. Temu facetowi chyba naprawdę zależy na tym, żeby na jego planie zdjęciowym doszło do zawału. Mojego zawału. Najpierw każe mi całować się z Harry'm teraz z Niall'em. Może jeszcze Louis, Zayn i Liam do kompletu? Różnica polegała na tym, że z Loczkiem swój pierwszy pocałunek mieliśmy już za sobą, podobał mi się. A Niall? Niall... Właśnie...
Zerknęłam na niego. Przez cały ten czas przenikał mnie wzrokiem. Ani na sekundę nie odwrócił głowy, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. Podszedł bliżej, a reżyser oznajmił:

- Tak więc, Harry, jesteś wolny. Możesz jechać do domu. Wszyscy mielimy dzisiaj ciężki dzień.

- Dzięki, ale zaczekam na dole - odpowiedział Styles, po czym cmoknął mnie w czubek głowy - Powodzenia, słońce. I wracaj szybko.

- Nie martw się, Hazz. Zostawiasz Liv w dobrych rękach. Zaopiekuję się nią - niespodziewanie dobiegł nas głos Niall'a, a mnie po plecach - sama nie wiem dlaczego - przeszedł dreszcz.

Sylwetka Harry'ego po chwili zniknęła z mojego pola widzenia. Zostałam sama z Niall'em. No, jeśli nie liczyć reżysera, oświetleniowca i reszty ekipy. Ale i tak wydawało mi się, jakbyśmy byli tu tylko we dwoje. Dziwne.
Podeszliśmy bliżej krawędzi dachu, w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stałam razem z zestresowanym Hazzą. Tym razem to zdecydowanie ja robiłam za tą bardziej zdenerwowaną, bo od Horana biła jakaś taka błoga pewność i pogodny spokój. Wychyliłam się nieznacznie, by ponownie nacieszyć oczy panoramą nocnego Londynu, co - miałam nadzieję - podziała na mnie odprężająco, tak, jak za pierwszym razem. Wtedy poczułam dłoń Niall'a zaciskającą się łagodnie na moim ramieniu. Odwrócił mnie zdecydowanym ruchem i przyciągnął do siebie.

- Ostrożnie, księżniczko. Jeśli się potkniesz, będziesz miała też mnie na sumieniu. Bo na pewno nie pozwoliłbym spaść ci samej - sposób, w jaki wypowiedział te słowa, wywołał falę przyjemnego ciepła, która ogarnęła moje ciało.

Staliśmy teraz tak blisko siebie. Właściwie po raz pierwszy miałam szansę, by dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, rozjaśnionej w tej chwili przez światło reflektora. Ale wiem, że promieniałaby nawet bez niego. Boże, jak to możliwe, że wcześniej nie zauważyłam, jaki Niall jest piękny? Może nie zaliczał się do tych typowych przystojniaków, którzy mogą mieć każdą laskę na skinięcie palca, ale było w nim coś takiego... hipnotyzującego. Porcelanowe policzki, jakby targana wiatrem, blond czupryna, pociągający, ale pełen czułości uśmiech i te oczy. Te kryształowo czyste, przeraźliwie błękitne oczy, którymi zdawał się docierać do każdego zakamarka mojego wnętrza. Samo patrzenie na niego przyprawiło mnie o motyle w brzuchu.

- Halo, Liv, jesteś gotowa? - rozpływanie się nad wyjątkowością Niall'a bezlitośnie przerwał mi reżyser. Spięłam się nieco i niepewnie pokiwałam głową.

- Hej, księżniczko, nie bój się - szepnął wówczas Niall, zagłębiając twarz w moich włosach - Ja się wszystkim zajmę.

Z głośników popłynęła muzyka. Zayn zapewne wszedł w swoją rolę, ale moje zmysły już tego nie zarejestrowały. Jakaś magnetyczna siła nie pozwalała mi oderwać wzroku od Horana. A on, zgodnie z obietnicą, wszystkim się zajął. Kiedy nadszedł odpowiedni moment, przysunął mnie do siebie tak blisko, że właściwie stanowiliśmy jedność. Za wszystkich stron otuliła mnie cudowna woń jego cedrowych perfum. Delikatnie ujął moją twarz w dłonie i gwałtownie wpił się w moje usta. Całował. Pewnie i zdecydowanie. Oddałam pocałunek, kiedy tylko wróciła mi zdolność panowania nad własnym ciałem. Nad ciałem, które zachłannie wołało: "Więcej! Więcej!". Nad ciałem, którego każdą komórkę wypełniała czysta rozkosz. Zadrżałam, gdy Niall swoim językiem rozpoczął wędrówkę po moim podniebieniu. Posuwał się dalej, niż się spodziewałam, ale pragnęłam tego teraz tak bardzo. Szum w głowie łączył się z przyśpieszonym kołataniem serca, tworząc jeden, wielki chaos oddzielający mnie od świata zewnętrznego. Zmysły w jednej sekundzie jakby przestały działać, nic do mnie nie docierało. Nie widziałam świateł, nie słyszałam muzyki. Kompletnie zapomniałam, że to, czego w tej chwili z Niall'em doświadczamy, jest jedynie wyreżyserowaną sceną teledysku.

O tym, że dziesięć pięter niżej, na parterze z niecierpliwością czeka na mnie Harry, również nie pamiętałam...



O matko, nawet sobie nie wyobrażacie, jak wali mi serce po napisaniu końcówki tego rozdziału! Ok, wdech, wydech... Mam nadzieję, że u was scena z Niall'em wzbudziła równie dużo emocji i że udało mi się Was choć odrobinkę zaskoczyć. :)
Tak w ogóle, to dobiliśmy właśnie do 4000 wyświetleń bloga, a pod ostatnią notką pojawiło się ponad 20 komentarzy *__* Wybaczcie, ale po prostu musiałam się pochwalić xD Wiecie, że Was kocham, prawda? To Wy motywujecie mnie do pisania i za to okropnie dziękuję każdej osobie, która zostawiła tu kiedykolwiek nawet najkrótszy komentarz. Dziękuję też za aż 5 nominacji do Liebsten Awards! Postaram się zrobić notkę na ten temat, jeśli tylko znajdę trochę czasu, bo na razie uznałam, że rozdział jest ważniejszy ;D
Czekam na wasze opinie i do następnego! :*
P.S. Mam nadzieję, że długość rozdziału Was nie przeraziła, tyle miałam w nim do napisania i po prostu nie chciałam już potem niczego skracać ;)
P.P.S. Co sądzicie o nowym nagłówku? Robiłam sama, więc możecie śmiało krytykować. Komplementować oczywiście też możecie (nawet bardziej wskazane xD).