piątek, 21 września 2012

Rozdział 5. "Możesz co najwyżej przeprosić, że nie zrobiłaś tego wcześniej."



Minęły trzy dni. Trzy dni bezowocnego wpatrywania się w telefon i sprawdzania co minutę, czy nie przegapiłam przypadkiem jakiejś ważnej wiadomości. Nie przegapiłam, bo nie było, co przegapić. W sprawie teledysku nikt się nie odezwał.
Pozostawał jeszcze numer do Harry'ego. Parokrotnie wystukiwałam go już na klawiaturze telefonu, ale za każdym razem kończyło się na przyciśnięciu czerwonej słuchawki. Bo niby co miałam mu powiedzieć? "Hej, Harry! Nie wzięli mnie do waszego klipu, a wiem, że ty tam jesteś wielką gwiazdą, więc może byś mnie jakoś ustawił?" Nie, już chyba lepiej wcisnąć tą cholerną, czerwoną słuchawkę.
Oczywiście zaaferowanie całą tą sprawą z teledyskiem odbijało się na mojej pracy w Ricottcie. Rozproszenie i nierozstawanie się z komórką przynosiło negatywne skutki w postaci mylonych zamówień i średnio dwóch zbitych szklanek dziennie. Dave i Camille dopytywali, co się stało, ale jakoś nie miałam ochoty im się zwierzać. Byłam pewna, że jeśli dalej tak pójdzie, szef poleci mi po pensji, zanim jeszcze dostanę swoją pierwszą wypłatę.
Wracałam właśnie z jednej z takich nieudanych zmian w restauracji. Dochodziło już wpół do dwunastej, mimo to w drzwiach powitała mnie wiecznie rześka i uśmiechnięta pani Grapes. Skąd ta kobieta bierze tyle energii?!
- Nareszcie jesteś, skarbie! - ucieszyła się na mój widok - Strasznie już późno.
- Niestety, tak to jest, jak się pracuje w knajpie.
- No tak, tak. Ale kto to widział, żeby trzymać was po nocach?! Zmęczona?
- Bardzo - odpowiedziałam i jakby na potwierdzenie moich słów wymsknęło mi się ciche ziewnięcie.
- Chodż, napijemy się. Zaparzyłam herbatę z róży. Dobrze ci zrobi.
Podreptałyśmy do kuchni. Pani Grapes napełniła dwie filiżanki parującym płynem i wsypała do swojej dwie łyżeczki cukru. Kiedy usiadłyśmy przy stole, kontynuowała naszą rozmowę:
- Wiesz, skarbie, nie zrozum mnie źle, ale nie najlepiej ostatnio wyglądasz, Coś się stało? - spytała z troską.
- Nie, nic. Po prostu bardzo mi zależało na jednej sprawie, ale wygląda na to, że nic z tego nie wyjdzie - odparłam, nie ujawniając szczegółów.
- Chodzi o chłopaka?
- Nawet o pięciu - zażartowałam.
- Nie przejmuj się. Nie teraz, to następnym razem. Pamiętaj tylko, by nie angażować się za szybko.

Duszkiem opróżniłam swoją filiżankę, a że nie miałam siły ani ochoty robić sobie kanapek, od razu udałam się na górę i z ulgą opadłam na łóżko.
Balansowałam gdzieś na granicy jawy i snu, kiedy z dołu dobiegł mnie dzwonek do drzwi, za chwilę do reszty wybudził mnie głos pani Grapes:
- Skarbie, pozwolisz tutaj? Masz gościa! I to takiego niczego sobie!
Niechętnie zwlokłam się z łóżka, zarzuciłam szlafrok i zeszłam po schodach. "Kto to może być?", zastanawiałam się, jednak nikt sensowny nie przychodził mi do głowy. Kiedy po chwili zobaczyłam swojego gościa, przetarłam oczy ze zdumienia, by upewnić się, czy wyobraźnia przypadkiem nie płata mi figli. W progu stał Harry! Jeśli to sen, to nie chcę się z niego obudzić.
- Hej, Liv! - przywitał się, jakby takie odwiedziny w środku nocy były u nas na porządku dziennym.
- To ja was może zostawię - pani Grapes ulotniła się dyskretnie, a my zostaliśmy tylko we dwoje.
- Mogę wejść? - spytał Styles.
- Jasne.
- Na pewno? Nie chcę się narzucać, a  nie wyglądasz na specjalnie zachwyconą.
- Coś ty! Po prostu jestem... bo ja wiem? W szoku? Nie często po godzinie pierwszej w nocy odwiedza cię twój idol.
- No fakt - wyszczerzył się Harry.
Zaprowadziałm gościa na górę, starając się jednocześnie dyskretnie doprowadzić swoje włosy do porządku. Najchętniej dyskretnie zmieniłabym też piżamę na coś bardziej odpowiedniego na spotkanie, o którym marzyłam od miesięcy, ale to było już trudniejsze do wykonania.
- Ładnie tu - stwierdził Harry, rozsiadając się na moim łóżku wśród rozpkopanej pościeli - Obudziłem cię?
- Nie... Znaczy... Tak trochę. Ale nie szkodzi, wyśpię się jutro, idę do pracy dopiero na drugą zmianę.
- No właśnie nie wiem, czy się wyśpisz.
- Jak to?
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość - oznajmił Styles z błyskiem w oku - Zatańczysz w naszym teledysku.
- Naprawdę?!  - zakryłam twarz dłońmi, a potem po prostu zaczęłam piszczeć ze szczęscia - O matko! Dzięki, dzięki, dzięki!
W przypływie niepohamowanej radości rzuciłam się Harry'emu na szyję, w czego konsekwencji po chwili oboje wylądowaliśmy na miękkim materacu przyciśnięci do siebie jedno na drugim.
Kiedy tylko pierwsze emocje opadły, uświadomiłam sobie, w jak niezręcznej pozycji się znajdujemy. W momencie zerwałam się na równe nogi, znów umożliwiając Stylesowi swobodne oddychanie.
- Przepraszam - wyjąkałam, czując, jak czerwienią mi się policzki.
- Za co?
- No... za to przed chwilą.
- Za uścisk? - Harry podniósł się, opierając się z tyłu rękami - Możesz mnie co najwyżej przeprosić, że nie zrobiłaś tego wcześniej.
Spuściłam wzrok, czując jednocześnie przyjemne łaskotanie w brzuchu.
- Naprawdę się cieszę, ten teledysk to taka szansa. A tak właściwie, skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? - spytałam, by szybko zmienić temat.
- Na formularzach, które wypełniałyście przed castingiem trzeba było podać swój adres. Znalazłem twój i pomyślałem, że sam mogę przekazać ci wiadomość o angażu.
- I może jeszcze mam uwierzyć, że wszystkie modelki i tancerki informujesz osobiście?
- Nie, skąd. Tylko te, które na to zasługują. W sumie, jesteś pierwsza - przez Harry'ego moje policzki nie miały szans powrócić do swojego naturalnego koloru.
- Nie zgrywaj się. Musiałeś mieć w tym jakiś interes - ciągnęłam dalej, choć w głębi duszy trzymałam kciuki, by zaprzeczył.
- Pewnie, że miałem... Mogłem znów cię spotkać.
Po tych słowach zapadła kilkuminutowa cisza, która jednak nie była tak krępująca, jak się spodziewałam. Dobrze czułam się w obecności Harry'ego. W końcu chłopak wstał i powiedział:
- To ja już chyba będę się zbierał. Wyśpij się, bo nagrywanie zaczynamy jutro o ósmej. W tym samym studio, gdzie był casting. Do zobaczenia.
- Tak, do zobaczenia. Harry...
- Hmm?
- Dzięki, że wtedy przed przesłuchaniem przekonałeś mnie, żebym została. Że we mnie uwierzyłeś.
- Nie ma sprawy. Wiedziałem, że ci się uda. Bardzo rzadko się mylę.


Na miejsce dotarłam z kilkuminutowym opóźnieniem, bo jak przewidział Harry, nie byłam w stanie rano zwlec się z łóżka i przegapiłam autobus. Gdy weszłam do studia, zostałam skierowana na pierwsze piętro. Otworzyłam jedyne drzwi po lewej stronie i znalazłam się w sali do ćwiczeń (prawie identycznej, jak ta, w mojej dawnej szkole tańca), gdzie kilka dziewczyn, siedząc po turecku lub opierając się o ścianę, studiowało zawzięcie scenariusze teledysku.
Moje przybycie nie umknęło uwadze Scarlett. Choreografka podeszła do mnie, przywitała się i wręczyła kopię skryptu, nie zapominając oczywiście o małej reprymendzie za spóźnienie pierwszego dnia pracy.
Idąc w ślad za innymi dziewczynami, rozsiadłam się na podłodze i podekscytowana przerzuciłam pierwszą stronę. Z wypiekami na twarzy chłonęłam każde słowo i cieszyłam się jak dziecko zawsze, gdy natrafiłam na scenę z udziałem tancerek. Niestety, zanim dotarłam do połowy scenariusza, Scarlett poprosiła nas do siebie.
- Skoro jesteśmy już w komplecie, to chciałam wam serdecznie pogratulować wygrania castingu. Wasze umiejętności taneczne są niesamowite i myślę, że przez te 2-3 dni będzie nam się świetnie współpracowało. Jak tam scenariusz, podoba się? - zapytała, na co odpowiedziały jej entuzjastyczne okrzyki i kiwanie głowami,
- To świetnie! Mamy naprawdę mało czasu, więc, dziewczyny, bierzemy się do roboty! Pokażę wam kroki do pierwszej sceny.
Ta choreografia miała rozpoczynać cały teledysk. Na początku trochę się obawiałam, że nie dorównam innym tancerkom, z których większość to na pewno profesjonalistki, ale chyba dałam radę. Tańczenie do "More Than This" sprawiało mi ogromną przyjemność, a Scarlett, w moim odczuciu, układając kroki, przeszła samą siebie. Choreografia zachwycała delikatnością i prostotą - każdy, nawet najmniejszy ruch wydawał się przemyślany - a jednocześnie była tak zmysłowa i efektowna. Wirowałyśmy po parkiecie, kręcąc piruety na czubkach stóp, odchylałyśmy się do tyłu i wyskakiwałyśmy do półszpagatu, by za chwilę miękko opaść na podłogę.
Po dwóch godzinach morderczych prób Scarlett zdawała się być usatysfakcjonowana z efektów naszej pracy.
- Teraz było naprawdę super! Idealnie się zgrałyście! Kroki znacie już na wylot, więc chyba możemy zacząć ćwiczyć całość, razem z częścią z partnerami. Pójdę po chłopaków.
Choreografka wyszła, dając nam chwilę wytchnienia, podczas której podjęłam kolejną próbę przeczytania scenariusza. I tym razem nie zakończyła się ona powodzeniem, bowiem drzwi otworzyły się, zanim zdążyłam dojść do sceny szóstej.
Oczywiście miałam świadomość, że teledysk do piosenki One Direction nie może powstać bez udziału One Ditrection, ale i tak, gdy zobaczyłam ich w wejściu, serce zabiło mi mocniej. Chłopcy przywitali się z każdą z nas z osobna, a ja czułam się równie niesamowicie, co niezręcznie, kiedy Harry i Niall cmoknęli mnie na powitanie w policzek. Razem z nimi do pomieszczenia weszła też Scarlett, reżyser teledysku i czwórka całkiem przystojnych tancerzy.
Po krótkim objaśnieniu przez choreografkę, jak w jej zamyśle cała scena powinna wyglądać, zaczęliśmy próby na poważnie.
Najpierw wchodziłyśmy my - czyli tancerki. Zaczynałyśmy układ, a kiedy pojawiał się Liam, śpiewając swoje solo, otaczyłyśmy go dookoła. Wykonywałyśmy kroki po okręgu do wersu "I'm dancing alone". Wtedy ze wszystkich stron wyłaniali się nasi partnerzy i łączyliśmy się w pary, zostawiając Liama samego w świetle reflektora. Nie wiem, czy to tylko czysty przypadek, ale w miejscu, gdzie kończyłam swój piruet pojawił się akurat Harry i opadłam prosto właśnie w jego ramiona. Kołysaliśmy się razem w rytm muzyki: ja z rękoma zaplecionymi na jego szyi, on z dłońmi na mojej talii. Do momentu, aż reżyser nie zawołał: "Ok, dzięki, wystarczy!".
A potem zaczynaliśmy scenę od nowa i od nowa, a ja za każdym razem co raz bardziej nie mogłam doczekać się części w parach. Nie wiem, ile czasu spędziliśmy na doskonaleniu układu, ale miałam wrażenie, że zdecydowanie za mało. A może minęły już całe godziny?
Tak czy siak, reżyser w końcu oznajmił, że robimy przerwę, a za trzydzieści minut zaczynamy kręcić pierwsze ujęcia.
Byłam naprawdę zmęczona, ale jednocześnie nie chciałam, aby to wszystko się kończyło. Oparłam się o ścianę i upiłam łyk wody z butelki. Zobaczyłam, że Harry, lawirując między tancerzami i statystami, zmierza w moją stronę.
- I jak ci się podoba? - zapytał.
- Jest świetnie! Chyba jeszcze nigdy się tyle nie wytańczyłam. I w dodatku akurat jesteś moim partnerem.
- No... Tak... - Harry zmieszał się odrobinę - Cieszę się, że o to... Że to tak wyszło...
Widząc jego zakłopotanie, chciałam zaproponować, żebyśmy podeszli do Nialla i Liama stojących na drugim końcu sali, ale przeszkodził mi w tym reżyser, który kompletnie nie wiadomo skąd, pojawił się nagle tuż przed nami.
- To jest to. To jest to. - stwierdził, zamaszyście gestykulując - Właśnie o kogoś takiego mi chodziło. Świetnie razem wyglądacie.
- Dzięki, ale o co chodzi? - Styles domagał się wyjaśnień.
- Ty jesteś... - dostrzegłam palec reżysera skierowany prosto we mnie.
- Liv.
- Ok. Słuchajcie wszyscy! Znalazłem odpowiednią dziewczynę! W scenie siódmej z Harry'm zagra Olivia!
Ku mojemu zdziwieniu wiadomość ta wywołała ogólne poruszenie. Rozległy się spontaniczne brawa i pojedyncze gwizdy. Rozmowy wyraźnie się ożywiły, a ludzie zaczęli odwracać głowy, by spojrzeć w moją stronę.
Zerknęłam na Harry'ego pytającym wzrokiem. Uśmiechnął się, ale jednocześnie spuścił wzrok, a jego policzki oblały się delikatnym rumieńcem.
- Moje gratulacje, Hazz!!! - usłyszeliśmy okrzyk biegnącego w naszym kierunku Louisa, który niespodziewanie rzucił się Harry'emu na plecy - Ty to zawsze masz farta! Tak szczerze, to miałem nadzieję, że dostaniesz jakiegoś szczerbatego paszczura, a tu proszę! - Lou wydał z siebie gwizd uznania, a następnie, przybierając surową minę, pomachał mi palcem przed nosem - Ale pamiętaj, Liv, on i tak kocha mnie bardziej niż ciebie!
- Zaraz. Poczekajcie chwilę. - byłam naprawdę nieźle zdezorientowana - Może mi ktoś wytłumaczyć, o co tu tak właściwie chodzi? Harry?
Loczek chwycił leżący najbliżej egzemplarz scenariusza, przerzucił parę kartek i podetknął mi go pod nos.
- O, tu. Na samym dole.
- Słynna scena siódma - wyszczerzył się Louis, który najwyraźniej świetnie się bawił - Zobaczycie, ona przejdzie do historii!
Przeleciałam wzrokiem wskazany fragment tekstu i poczułam stado oszalałych, miotających się na wszystkie strony motyli w brzuchu, kiedy dotarłam do ostatniego zdania. Przeczytałam je chyba kilkanaście razy, jednak ono cały czas brzmiało tak samo:
"Harry całuje się z wytypowaną wcześniej modelką/tancerką."
Znaczy... ze mną!!!


Na początek ogromne przeprosiny z mojej strony. Za to, że musieliście czekać na nowy rozdział tyle czasu.  Nic mnie nie usprawiedliwia, ale może zrzucę trochę winy na początek roku szkolnego. Rozumiecie, nowa szkoła (liceum!!!), nowa klasa, obowiązki i jeszcze jedno, bo.. chyba się zakochałam ;D Ale naprawdę strasznie mi Was brakowało. A każdy tweet z zapytaniem o nowy rozdział był dla mnie taką wielką radością <333
Teraz rozdziały niestety nie będą pojawiały się tak często, jak w wakacje. Myślę, że 1-2 w miesiącu, to maks, co mogę z siebie wykrzesać przy tej lawinie zadań ze szkoły.
A może teraz coś przyjemniejszego? :) Otóż rozdział ten chciałam zadedykować dwóm wspaniałym osobom:  oraz ., które swoimi komentarzami/twitlongerami po poprzednim rozdziale zmotywowały i dowartościowały mnie tak, że się nie mogłam pozbierać xD Wiecie, że Was kocham, nie? 
Tak w ogóle, Was wszystkich! Do następnego! :*