Trzeci dzień w Londynie, a ja już zdążyłam wybrać się na poszukiwanie trzeciego, kompletnie nieznanego mi miejsca, którego adres dzięki serii niezrozumiałych przypadków i absurdalnych zbiegów okoliczności znalazł się w moim posiadaniu. Dwa pierwsze poszukiwania przynajmniej miały jakiś sens, prowadziły do czegoś, co było mi niezbędne. A teraz? Teraz to było kompletnie pozbawione logiki. Chodzę zdezorientowana po mieście, szukając, sama nie wiem czego, tylko dlatego, że wiecznie rozbawiony Irlandczyk wcisnął mi jakiś adres, nie wysilając się nawet na jedno słowo wyjaśnienia.
Po raz setny spojrzałam na wygniecioną serwetkę trzymaną w dłoni, bardziej ze zdenerwowania niż z konieczności, bo nazwę ulicy i numer lokalu znałam już na pamięc.
Dobra, to nie ma sensu! Koniec! Wracam do domu!
Sekundę po tym, jak podjęłam to postanowienie, przed oczmi mignęła mi srebrna tabliczka. Podeszłam bliżej i zobaczyłam nazwę ulicy, której wypatrywałam od dobrej godziny. Nie do wiary, jaki los potrafi być złośliwy!
Teraz byłam zbyt blisko, żeby zrezygnować.
Ruszyłam wzdłuż ulicy, śledząc zmieniające się numery domów. To, co ujrzałam na samym jej końcu przyprawiło mnie o jeszcze większy mętlik w głowie. Przede mną rozciągał się długi, nowoczesny budynek z mnóstwem wąskich okien. Po chwili wahania popchnęłam wielkie, oszklone drzwi, nad którymi wygrawerowany złotymi literami widniał napis: " Studio Replay".
Pomieszczenie, w którym się znlazłam wyglądało na ogromną, zatłoczoną poczekalnię. Pomarańczowe ściany pokryte fotografiami i autografami przeróżnych artystów ostro kontrastowały z czarną, lśniącą podłogą. Na skórzanych fotelach siedziały tłumy zgrabnych, długonogich dziewczyn przeglądających czasopisma lub relaksujące się przy muzyce ze swoich Ipodów. To wszystko wydawało mi się co raz bardziej podejrzane.
Z braku innego pomysłu zajęłam miejsce na miękkiej sofie w nadziei, że wkrótce pojawi się Niall i wszystko mi wyjaśni. Ale on najwyraźniej ani myślał się pokazywać, a moja niecierpliwa natura po chwili zaczęła dawać się we znaki. Zrobiłam więc małe rozeznanie. Zlokalizowałam najbliżej siedzącą dziewczynę, która nie odcięła się od rzeczywistości małymi słuchawkami, podeszłam i zagadnęłam:
- Hej, mogłabyś powiedzieć mi, na co tu właściwie wszystkie czekamy?
- Jak to na co? - mój "cel" zdawał się być zniesmaczony usłyszanym pytaniem.
- No, chyba nie siedzicie tu wszystkie dla rozrywki, nie?
- Jasne, że nie. Po prostu dziwi mnie, że ty siedzisz tu razem z nami, a nawet nie wiesz po co.
- Odpowiesz mi w końcu, czy mam spytać kogoś innego? - ton dziewczyny zaczynał mnie denerwować.
- Tylko nie tak nerwowo! Za chwilę za tymi drzwiami odbędzie się przesłuchanie głównych statystek i tancerek do teledysku "More Than This"
Szczęka mi opadła. Teledysk! Do mojej ukochanej piosenki! Czegoś takiego się nie spodziewałam. W sumie, sama nie wiem, czego oczekiwałam (ostatnio nie najlepiej u mnie z trzeźwym myśleniem), ale na pewno nie castingu do klipu One Direction.
"Propozycja, która powinna przypaść ci do gustu." - racja, Niall, pewnie powinna. Pewnie miliony dziewczyn na moim miejscu skakałyby z radości. Ale niestety co do mnie akurat się pomyliłeś. Ja się do czegoś takiego nie nadaję! Nie zrobię tego, nie ma mowy! Zrywam się stąd!
Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Zamaszystym ruchem popchnęłam szklane drzwi i ... boleśnie przekonałam się, żę nawet, kiedy jest się lekko poddenerwowanym, trzeba patrzeć, gdzie się idzie. Bowiem w wyniku zderzenia z osobą, która postanowiła przekroczyć próg równocześnie ze mną, tyle że w przeciwnym kierunku, wylądowałam na zimnej, twardej posadzce. Rozcierając obolałe ramię, spojrzałam na mojego "współzderzającego się", który jakimś cudem ustał na nogach.
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to burza niesfornych, kasztanowych loczków, które wywijając się zadziornie we wszystkie strony, tworzyły seksowny "artystyczny nieład". Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że spod tych loczków prosto na mnie spogląda... Harry Styles. W czasie kiedy ja przeżywałam swój pierwszy zawał serca, on uśmiechnął się przepraszająco i wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać. (Ostatnio zdecydowanie za często ktoś musi podnosić mnie z ziemi!)
- Nic ci nie jest? Przepraszam, nie zauważyłem cię - nie mam 100% pewności, bo łomotanie w klatce piersiowej i przyśpieszony oddech przeszkadzały mi się skupić, ale to były chyba pierwsze słowa, jakie usłyszałam z ust Harry'ego.
- W porządku - wymamrotałam - Szczerze, też cię nie widziałam. Chociaż sama nie wiem, jak to możliwe, że nie zauważyłam, że 2 metry ode mnie stoi Harry Styles!
- To rzeczywiście skandal! - roześmiał się pogodnie - W sumie ja też zazwyczaj takie urocze brunetki wyczuwam na kilometr, a tu proszę!
- Jestem Liv - powiedziałam. Chwila, moment! Czy ja właśnie przedstawiłam się Harry'emu Stylesowi?! Jeszcze jedna chwila! Czy on właśnie stwierdził, że jestem urocza?!
- Harry. Miło mi - loczek, zabawiając się w prawdziwego angielskiego dżentelmena, cmoknął mnie w rękę, prze co moje policzki przybrały barwę dorodnej czereśni - Powiesz mi dokąd się tak śpieszysz?
- Wracam do domu.
- Jak to? Przecież przesłuchanie się jeszcze nie zaczęło? Chyba że chłopaki zaczęli beze mnie. Ooo, dostanie im się zaraz za to!
- Nie ma potrzeby. - uśmiechnęłam się - Nie zaczęli przesłuchania. Tylko że... to po prostu nie dla mnie. Nie nadaję się do tego.
- Ja na początku myślałem, że nie nadaję się do X-factor. Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. Daj sobie szansę.
- Nie, Harry, naprawdę. Tylko bym się skompromitowała.
- A ja właśnie myślę, że byłabyś świetna. Masz w sobie coś takiego... Nie rezygnuj zbyt szybko. Spróbuj!
- Ale... - usiłowałam zaprotestować
- Zobaczysz, wszystko się uda. Obiecuję ci to - Harry spojrzał mi prosto w oczy - A teraz ty mi obiecaj, że spróbujesz.
No i jak ja miałam mu odmówić? No jak?! Podczas rozmowy ze Stylesem moja asertywność i silna wola najwyraźniej poszły na spacer. Najchętniej wyszłabym razem z nimi, lecz zamiast tego poczłapałam do długiego kontuaru, gdzie młoda asystentka w czerwonych oprawkach rozdawała formularze zgłoszeniowe. Wzięłam jeden świstek i wypełniłam potrzebne dane. W zamian dostałam przydzielony numerek. Teraz pozostało już tylko czekać.
Z każdą minutą denerwowałam się co raz bardziej. Dziewczyny wchodziły i wychodziły z pokoju przesłuchań, a po ich minach z łatwością można było wyczytać, której poszło dobrze, a której wręcz przeciwnie. Najgorsze jednak, że z każdą "wychodzącą" w przerażającym tempie zbliżała się moja kolej.
Kiedy z głośnika usłyszałam wyczytane swoje imię, nazwisko i numerek, podskoczyłam na krześle. Na drżących nogach podeszłam do tajemniczych drzwi i nacisnęłam klamkę.
Pomieszczenie, w którym się znalazłam, choć zdecydowanie mniejsze od poczekalni, dawało wrażenie przestrzeni, ponieważ znajdowało się w nim niewiele przedmiotów.
Ścianę po mojej lewej stronie od sufitu do podłogi pokrywały lustra, w których odbijały się małe, szklane stoliczki i białe, skórzane kanapy stojące po przeciwnej stronie pokoju.
Kanapy te wywołały u mnie palpitacje serca. Właściwie nie same kanapy, tylko ich "zawartość". Bowiem na miękkich poduchach ściśnięci jeden obok drugiego całą piątką siedzieli chłopcy z One Direction. Chociaż nie, poprawka: całą czwórką, bo Louis jak gdyby nigdy nic usadowił się na oparciu kanapy i bawił się kędziorkami Harry-ego. W pokoju obecne były jeszcze dwie osoby: kobieta i mężczyzna, których jednak wcale nie kojarzyłam.
Kiedy przechodziłam obok całego tego jury, zobaczyłam, że Niall puszcza mi oczko, a Harry unosi dłonie, krzyżując palce. Sama nie wiem, czy te gesty dodały mi otuchy czy jeszcze bardziej zestresowały.
Stanęłam na środku pokoju, kompletnie nie mając pomysłu, co zrobić dalej. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Styles.
- Witamy cię na przesłuchaniu. Fajnie, że jednak przyszłaś - rozpoczął, czym wywołał zdziwione spojrzenia przyjaciół. Przedstawił najpierw wszystkich z zespołu (jakbym ich imion i nazwisk nie umiała wyrecytować na jednym wdechu obudzona w środku nocy), a następnie choreografkę Scarlett i reżysera teledysku - Edwina. To właśnie on teraz przejął pałeczkę.
- Przedstaw się i powiedz, ile masz lat - zażądał rzeczowym tonem.
- Olivia Blair. Liv. Liv Blair. Niedawno skończyłam 18 lat i jestem z Irlandii.
- Punktujesz, młoda! - zawołał uradowany Niall.
- Masz jakieś doświadczenia w tego typu przedsięwzięciach? - kontynuował Edwin.
- Jeśli liczyć występy przed lustrem to ogromne - chłopcy zachichotali, lecz reżyserowi chyba nie spodobała się moja odpowiedź, więc szybko sprostowałam - Nie, to byłby mój pierwszy występ w takiej produkcji. Za to taniec trenuję od 8 roku życia, a po wakacjach idę do Trinity Collage.
- Ok, zawsze coś. To może na początek pokażesz nam w praktyce, co potrafisz. Włączcie muzykę!
Z głośników popłynęło " More Than This" i w jednej chwili całe napięcie gdzieś za mnie uleciało. Przymknęłam oczy, wyobraziłam sobie, że jestem za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju, że oprócz mnie nie ma tu nikogo. Potem muzyka właściwie sama pokierowała moim ciałem.
- No, no. Całkiem nieźle - Edwin z aprobatą pokiwał głową. Teraz Scarlett zademonstruje ci parę kroków. Staraj się je powtórzyć.
Postarałam się, jak mogłam najlepiej i chyba było widać efekty. Harry cały czas patrzył na mnie wzrokiem typu: "A nie mówiłem?".
- Ok, część taneczna zaliczona. Teraz odrobina aktorstwa. Powoli przejdź się do luster, odwróć głowę i spójrz na nas tak, jakbyśmy byli twoimi przyjaciółmi, których widzisz ostatni raz w życiu.
Z tym poszło trochę gorzej. Zamiast skupić się na wyrażeniu tęsknoty, czy jakichkolwiek emocji, musiałam walczyć, by nie wybuchnąć śmiechem prosto w twarz reżyserowi.
Z ulgą przyjęłam wiadomość, żę moje kolejne zadanie polega właśnie na tym. Szczerze roześmiałam się na głos, zwłaszcza, że Harry wtrącił jeszcze swoje trzy grosze, strojąc głupie miny.
- No, prawie kończymy. Jeszcze tylko jedna rzecz i jesteś wolna - oznajmił reżyser - Scenka z którymś z chłopców.
Że co?! Serce znów zaczęło mi walić pięć razy szybciej niż powinno.
- Zgłaszam się na ochotnika - w górę wystrzeliła ręka... Harry'ego.
- Niech ci będzie. Proszę, Hazz.
Sekundę później Harry stał już tuż obok mnie.
- A teraz po prostu mnie przekonajcie, że jesteście w sobie zakochani - usłyszałam głos Edwina, ale już tak jakby z oddali.
Patrzyłam na Harry'ego. Na jego dołeczki, błyszczące tęczówki, na usta wygięte w lekkim uśmiechu. Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, rozkoszując się tym, że stoi tak blisko. Delikatnie zmierzwiłam mu włosy i przejechałam palcem po jego policzku. Przez moment wystraszyłam się, że posunęłam się za daleko, ale Harry spojrzał na mnie w taki sam sposób, jak ja przez cały czas patrzyłam na niego. Z radością i jakąś taką pociągającą czułością. Cieszył się, tą chwilą, widziałam to w jego oczach. Czy naprawdę był takim dobrym aktorem, czy może...?
Złapał mnie za rękę. Pochylił się i wyszeptał mi prosto do ucha:
- Widzisz, mówiłem, że będziesz świetna. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jednak przyszłaś.
- Ok, dzięki! Wystarczy! - głos reżysera bezlitośnie sprowadził mnie na ziemię - Dziękujemy, Liv. Niechętnie przyznaję, że zrobiłaś na mnie duże wrażenie. Zadzwonimy do ciebie, kiedy wszystko będzie już ustalone.
- A jeśli nawet nie zadzwonią, to zawsze możesz skontaktować się za mną - powiedział cicho Harry, który wciąż stał obok mnie. Wręczył mi karteczkę z numerem telefonu i uśmiechając się tajemniczo, wrócił na swoje miejsce.
- Następna proszę!
Ten rozdział pobił chyba nowy rekord długości postów na blogach ( a na pewno na moim ) xD Ale wiem, że naprawdę długo na niego czekaliście, więc chciałam wam to jakoś wynagrodzić :) Początek rozdziału pewnie można było napisać lepiej, ale jeśli w głowie ułożę sobie jakąś wersję, to potem trudno już ją zmienić. Za to napisawszy końcową scenę z Harrym popadłam w lekki samozachwyt. xD Mam nadzieję, że wam również się spodoba. :)
Dziękuję za wszystkie ciepłe komentarze, które motywują mnie do dalszego tworzenia. I oczywiście zachęcam do dalszego komentowania. :*