Smakowity zapach skwierczącego bekonu roznosił się po mieszkaniu. Wykorzystując fakt, że pani Grapes wciąż smacznie spała za ścianą, postanowiłam, że dzisiaj to ja przygotuję śniadanie dla nas obu.
Normalnie o tak wczesnej porze trzeba było wyciągać mnie z łóżka siłą, lecz dzisiejsza noc minęła mi wyjątkowo niespokojnie. Cały czas myślałam o moim pocałunku z Harry'm. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań i wątpliwości, ale tak naprawdę sama nie potrafiłam stwierdzić, w czym tkwił największy problem. Bo chyba nie mogę powiedzieć, że nie chciałam się z nim całować. Nawet jeśli to tylko wyreżyserowana scena teledysku, to pocałunek był w pewnym sensie spełnieniem marzenia. Jednego z tych nikłych, nieśmiałych marzeń, które siedzą gdzieś z tyłu naszej głowy, lecz wydają się na tyle niedorzeczne, że ich realizacji nawet nie bierzemy pod uwagę. A u mnie, przecząc wszelkim zasadom, właśnie miało się spełnić. I chyba trochę mnie to przytłoczyło.
Inna sprawa, że po prostu cholernie się bałam. Bałam się, że ten jeden, wymuszony pocałunek wszystko zepsuje; zniszczy to, co miałam wrażenie, zaczynało rodzić się pomiędzy mną i Harry'm. Pół nocy mi zajęło, by przyznać się do tego przed samą sobą, ale Harry... podobał mi się. I to w inny sposób niż wtedy, gdy znałam go jedynie ze zdjęć i wywiadów, w inny sposób niż podobał mi się Liam, Zayn, Louis czy Niall. Loczek podobał mi się nie tylko pod względem fizycznym, ale tak... całościowo. To jak mówił, śmiał się, jak mnie wspierał i dopingował, choć tak naprawdę prawie wcale się nie znaliśmy... Głupio to zabrzmi, ale nie chciałam, żeby scena pocałunku w jakikolwiek sposób wpłynęła na nasze relacje.
Z zamyślenia na całe szczęście wyrwał mnie dzwonek do drzwi. "Na całe szczęście", bo dzięki temu w ostatnim momencie zdążyłam uratować mój bekon przed kompletnym spaleniem na węgiel. Przełożyłam lekko sczerniałe plasterki na talerz, wytarłam ręce i poszłam otworzyć drzwi - z przekonaniem, że za chwilę będę trzymać w dłoni plik bezużytecznych reklam lub ewentualnie nieuregulowany rachunek za prąd, który wręczy mi nasz listonosz.
Przekręciłam klucz w zamku i znów poczułam ten znajomy, przyjemny skurcz w brzuchu, kiedy przekonałam się, w jak wielkim tkwiłam błędzie.
- Harry?! Co ty tutaj robisz?!
- Jak zwykle! Z twojej strony zawsze można liczyć na serdeczne powitanie. Masz rację, Liv, mi też miło cię widzieć - zaśmiał się Hazz, a ja spłonęłam rumieńcem.
- No tak... Wybacz.
- A wracając do pytania, to sterczę tu od jakichś pięciu minut w nadziei, że ktoś w tym domu zwlekł się już z łóżka i w końcu mi otworzy.
- Widzę, że normalnych godzin składania wizyt raczej nie uznajesz, co? Jak nie środek nocy, to siódma rano...
- Nie mogłem dzisiaj spać - zwierzył się Harry, a ja od razu zaczęłam się zastanawiać, czy przyczyny jego bezsenności mogły być związane z naszym planowanym pocałunkiem.
- Wiem coś o tym, niestety - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego - Wejdź, Harry. Jeśli nie przeszkadza ci lekki swąd spalenizny, to załapiesz się nawet na świeżo usmażony bekon.
- Właściwie, miałem nadzieję, że to ja wyciągnę cię na śniadanie. Znam takie jedno miejsce, gdzie serwują obłędne croissanty.
- No nie wiem. Na miasto o tej porze?
- Nie daj się prosić, Liv. Ja stawiam.
Uznałam, że lepiej udać, iż ten ostatni argument ostatecznie mnie przekonał, bo pewnie i tak nie byłabym w stanie opierać się Harry'emu dłużej niż przez dwie sekundy.
Ledwo zdążyłam zapiąć płaszcz, kiedy Styles chwycił mnie za rękę i wyciągnął na zewnątrz. Kosmyki włosów zatańczyły wokół mojej głowy targane chłodnym, londyńskim wiatrem.
Kawiarenka, do której zabrał mnie Harry, była rzeczywiście niesamowita. Położona z dala od uciążliwego hałasu, tłumów wiecznie głodnych turystów i ulicznego zgiełku. Zadziwiające, że w Londynie znaleźć można miejsce o tak spokojnej, przytulnej i intymnej atmosferze. Nie wspominając nawet, że serwowane tam croissanty rozpływały się w ustach. Parująca filiżanka kremowego cappuccino przyniesiona przez kelnerkę utwierdziła mnie w przekonaniu, że przyjęcie propozycji Loczka było jedną z najlepszych decyzji w moim życiu, biorąc pod uwagę, że jedyną jej alternatywę stanowiły przypalone kawałki bekonu na śniadanie.
Bez zastanowienia pochłonęłam dwa rogale, od czasu do czasu napotykając przy tym wpatrzony we mnie rozbawiony wzrok Harry'ego. Miałam ochotę jeszcze na trzeciego, ale uznałam, że to byłaby już lekka przesada. Harry, tak, jak obiecał, za wszystko zapłacił.
Ku mojemu zaskoczeniu, po wyjściu z kawiarni wcale nie udaliśmy się do domu. Harry zaciągnął mnie na przechadzkę do pobliskiego parku. Nie zamierzałam protestować, bo im dłużej przebywałam w jego towarzystwie, tym mniejszą miałam ochotę, by się z nim rozstawać.
Spacerowaliśmy wąskimi, parkowymi alejkami, trzymając się za ręce. Kiedy tego ranka Harry po raz pierwszy ujął moją dłoń, poczułam się niezręcznie. Lecz teraz jego dotyk stał się dla mnie czymś tak przyjemnym i naturalnym, że uznałam, iż ten spacer mógłby trwać całą wieczność. Choć pewnie wieczność z Harry'm i tak minęłaby mi zdecydowanie za szybko.
Boże, Liv, zaczynasz zachowywać się jak zakochana idiotka.
Kiedy wydeptaliśmy już chyba wszystkie ścieżki w każdym zakątku parku, usiedliśmy na ławce. Harry odwinął papierową torbę z bananowymi muffinkami, które zamówił na wynos jeszcze w kawiarni.
- Spróbuj! - zachęcił, podtykając mi torbę pod nos - To moje ulubione.
- Widzę, że jesteś tam stałym bywalcem, co? - spytałam, sięgając po jedną z dwóch babeczek.
- Można tak powiedzieć. Ale te croissanty jeszcze nigdy nie smakowały tak dobrze, jak dziś. W twoim towarzystwie.
Musiałam wyglądać naprawdę idiotycznie z zębami zagłębionymi w pokaźnych rozmiarów muffince i policzkami czerwonymi jak burak. Styles, czy ty mi to robisz specjalnie?!
- Boisz się? - zapytał nagle Harry, zmieniając temat.
- Ja? Czego?
- Naszej dzisiejszej sceny.
- Nie, no coś ty. To przecież nie może być aż takie... Dobra, kogo ja oszukuję. Pół nocy przez to nie spałam.
- Ja też. Cholernie się boję - wyznał Harry, co - paradoksalnie - dodało mi otuchy.
- To musi być strasznie krępujące obściskiwać się tak, kiedy wszyscy się na ciebie gapią.
- Tak, to też. I jeszcze musieli wybrać do tej sceny akurat ciebie - Loczek nerwowo zaczął bawić się kosmykiem swoich włosów.
- Co masz na myśli?
- Widzisz, byłoby mi o wiele prościej, gdyby na twoim miejscu znalazła się jakakolwiek inna dziewczyna.
- Czy w tym momencie nie powinnam się przypadkiem obrazić? - próbowałam zażartować, choć wewnątrz poczułam ukłucie zazdrości.
- Nie, skąd. Nie zrozum mnie źle. Chodzi o to... To wszystko dlatego, że... - Harry wziął głęboki oddech i na sekundę zacisnął powieki - Lubię cię, Liv. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
Zawirowało mi w głowie. Gdyby nie fakt, że akurat siedziałam na ławce, na pewno musiałabym podeprzeć się czegoś, by nie upaść z wrażenia. Czy słowa, które właśnie usłyszałam, naprawdę wydobyły się z ust Harry'ego? O Boże! Miałam ochotę rzucić mu się na szyję i wykrzyczeć, że on też nie jest mi obojętny. I tylko mój niezrównoważony, niepotrafiący dobrać odpowiedniej reakcji do żadnej istotnej sytuacji umysł raczy wiedzieć, dlaczego zamiast to zrobić, z rozmarzonym uśmiechem i rumieńcem na twarzy, po prostu spuściłam wzrok.
- Ja ciebie też - szepnęłam po chwili, ale mam wątpliwości, czy Harry w ogóle to usłyszał.
Złapał mnie za rękę.
- Wiem, że to nie tak powinno wyglądać. Że wolałabyś więcej czasu. Ja też bym wolał - na moment zawiesił głos, jakby starając się ubrać swoje myśli w odpowiednie słowa - Wiem. To jeszcze nie jest ten moment i wybacz jeśli... Ale ja po prostu nie mogę czekać. Nie chcę, żeby nasz pierwszy pocałunek był wyreżyserowany. Chcę, żeby... Żeby był prawdziwy - ostatnie słowa słowa wypowiedział niemal bezgłośnie.
Harry przysunął się tak blisko, że moją szyję otulił jego ciepły oddech. Starałam się uspokoić bicie serca, kiedy zatracałam się w jego coraz większych i wyraźniejszych, połyskujących zielenią oczach. Poczułam usta Loczka delikatnie nacierające na moje wargi. Smakowały bananami. Harry wplótł mi palce we włosy i już nieco bardziej zdecydowanie przycisnął swoje usta do moich. Pochłanialiśmy się nawzajem. Nasze wargi obejmowały się zgodnie, jakby poruszając się w takt tej samej melodii. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mi przyjemny dreszcz, gdy poczułam, że Harry przygryza delikatnie moją dolną wargę...
Pustka, a zarazem natłok myśli w głowie. Byłam pewna, że to właśnie jedna z tych chwil, których nie zapomina się do końca życia; jednocześnie zastanawiałam się, jak uda mi się odtworzyć ją w pamięci, skoro odnosiłam wrażenie, że na parę sekund mój umysł kompletnie się wyłączył, pozwalając działać ciału automatycznie i bez żadnej kontroli.
Świat jakby zatrzymał się na chwilę, by powrócić do swojego pierwotnego stanu dopiero w momencie, gdy rozłączyliśmy z Harry'm swoje usta. Na koniec Harry subtelnie musnął swoimi wargami mój policzek. Tuż poniżej skroni.
Siedzieliśmy w ciszy, jedno obok drugiego, wsłuchując się nawzajem jedynie w swoje oddechy. Nie wiedziałam, co powinnam teraz powiedzieć. Nie chciałam, by głupoty, które z pewnością wydobyłyby się z moich ust, zepsuły tą wyjątkową chwilę. Harry najwyraźniej nie miał takich obiekcji, bo odezwał się pierwszy:
- Wow, Liv... To było jeszcze lepsze niż sobie wyobrażałem. Nie uciekłaś ani nie przyłożyłaś mi z liścia - stwierdził, rozładowując odrobinę napiętą atmosferę - Może to nie był jednak taki najgorszy moment?
- Nie, nie był najgorszy. Był idealny. Na to każdy moment byłby idealny - moje pierwsze dzisiaj sensowne słowa nagrodzone zostały uśmiechem i tańczącymi iskierkami w oczach Harry'ego - Dziękuję.
- I nawzajem.
Loczek spojrzał na zegarek, którego wskazówki, kompletnie nie rozumiejąc, że potrzebujemy dla siebie jeszcze odrobiny czasu, wciąż pędziły nieubłaganie.
- Cholera. Liv, za dziesięć minut powinniśmy być w studio!
- Żartujesz? Scarlett zabije mnie za kolejne spóźnienie. Ale w sumie... chyba było warto.
- Chodź, weźmiemy taksówkę! - zawołał Styles, zrywając się na równe nogi i ciągnąc mnie za sobą - Wiesz, jakoś nagle nie mogę się doczekać naszej wspólnej sceny.
Na początek straszne, straszne przeprosiny, za to, że tak długo musieliście czekać na szósty rozdział. W sumie uprzedzałam, ale i tak mam wyrzuty sumienia xD I dziękuję wszystkim, którzy mimo wszystko nadal pamiętają jeszcze o moim blogu.
Co do rozdziału, to początkowo miała to być tylko pierwsza część całości, ale rozumiecie... To pierwsza taka chwila Harry'ego i Liv (Harrliv xD), więc chciałam jak najdokładniej oddać emocje i przeżycia bohaterki, wczułam się i wyszedł z tego oddzielny rozdział. ;) Mam nadzieję, że się podoba. Może trochę ckliwy, ale już od następnego rozdziału szykują się komplikacje, także wcale tak różowo nie będzie ;)
Co do rozdziału, to początkowo miała to być tylko pierwsza część całości, ale rozumiecie... To pierwsza taka chwila Harry'ego i Liv (Harrliv xD), więc chciałam jak najdokładniej oddać emocje i przeżycia bohaterki, wczułam się i wyszedł z tego oddzielny rozdział. ;) Mam nadzieję, że się podoba. Może trochę ckliwy, ale już od następnego rozdziału szykują się komplikacje, także wcale tak różowo nie będzie ;)
Liczę na komentarze i do następnego! :*