sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 3. "Ricotta."


Mimo paru nadprogramowo zwiedzonych zakątków Londynu, szyld "Ricotty" ukazał się moim oczom   dokładnie o 9:56. Niezły czas! Spóźnienie pierwszego dnia pracy mogłoby nieco skomplikować moje starannie przemyślane, wielkie wejście; na szczęście udało mi się tego uniknąć.
Na drzwiach restauracji wciąż wisiała tabliczka z napisem "Zamknięte", lecz lada moment pojawił się Dave i z wielkim uśmiechem na twarzy wpuścił mnie do środka.
- Fajnie, że jednak przeszłaś! - przywitał mnie.
- Przecież się umawialiśmy. Czemu miałabym nie przyjść?
- Zawsze mogłaś przecież zaspać, zmienić zdanie albo... bo ja wiem... spanikować?
- Czyli masz mnie za tchórza? - zapytałam przewrotnie, opierając dłonie na biodrach.
- Ok, wróć! Nie było tematu! - uniósł ręce w obronnym geście - Nie chcę wkopać się jeszcze bardziej. Lepiej przedstawię ci resztę załogi.
Przeszliśmy przez stylowo urządzone wnętrze restauracji, po czym Dave zaprowadził mnie do niewielkiego pomieszczenia tuż za barem, gdzie dwie dziewczyny - na oko starsze ode mnie - zawzięcie przekopywały zawartość swoich szafek.
- Poznaj proszę dwie najlepsze, najbardziej profesjonalne i urocze kelnerki w całym Londynie!
- Daruj sobie, Dave! - rzuciła pół żartem, pół serio ta z czerwonymi, krótko obciętymi włosami. Podeszła do mnie i wyciągnęła rękę - Jestem Camille. Miło cię poznać.
- I nawzajem. Mówcie mi Liv.
- Znaczy Olivia? - zawołała ta druga - blondynka z ponadprzeciętnie wydatnymi ustami, które na pewno działały na facetów. Ughh... Już jej nie cierpiałam!
- No tak, na imię mam Olivia. Ale po prostu nie znoszę swojego imienia i dlatego używam tylko skrótu.
- Ale się zgadaliście z naszym kochanym Daviiideem - zaśmiała się Camille, przeciągając ostatnie słowo.
- Ja tam nie widzę zbytniej różnicy - blondynka wzruszyła ramionami - Ale jak sobie chcesz. Ja jestem Jennifer i nie widzę żadnych przeciwwskazań, żebyś tak się do mnie zwracała.
- Ok, prezentacja dokonana! Czas na małe szkolenie! - Dave chyba wyczuł, że atmosfera zaczyna robić się  napięta, bo błyskawicznie wyprowadził, a właściwie wypchnął, mnie z powrotem do sali głównej -  W tym pomieszczeniu przyjmujemy gości - rozpoczął tonem wykładowcy - Mamy 15 stolików, ty obsługujesz te 5 pod ścianą.
- Jasne, bierzmy się do roboty.
- Coś ty! To dopiero początek! Praca kelnera wcale nie jest taka łatwa, jak ci się wydaje. Masz szczęście, że uczysz się od najlepszych - wyszczerzył zęby.
- Znaczy od ciebie? To rzeczywiście, szczęściara ze mnie.
- Dobra, do rzeczy. Przychodzi gość, siada przy stoliku. Ty podajesz mu menu, które zawsze leżą o tu, na barze - wskazał palcem stertę kart - Proponujesz coś do picia, najlepiej tak, żeby się zgodził. Za 5 minut przyjmujesz zamówienie i zanosisz je do kuchni. - Dave odegrał scenkę instruktażową z wyimaginowanym gościem, którą co chwilę przerywały salwy mojego tłumionego chichotu.
- To wszystko? - zapytałam po zakończonym wykładzie.
- Prawie. Na koniec najważniejsze. Twój specjalistyczny sprzęt, bez którego nie obejdzie się żaden kelner. - Dave zanurkował za barem i po sekundzie wyskoczył zza niego, trzymając w jednej dłoni długopis, a w drugiej malutki notatnik. - Ta dam!!!
- Specjalistyczny sprzęt, powiadasz? - z uśmiechem wzięłam od niego oba przedmioty - Dzięki. Teraz już chyba jestem gotowa.
- Też tak myślę. Skończyliśmy w samą porę. Za 10 minut otwieramy.

Przez pierwszą część dnia sądziłam, że kelnerowanie mam we krwi. Wszystko szło jak po maśle. Raz na pół godziny w pośpiechu wpadał na lunch zabiegany biznesmen albo rodzina z dziećmi, a ja wtedy ładnie się uśmiechałam i po prostu robiłam to, co polecił mi Dave. Nie poplątałam zamówień, niczego nie upuściłam, ani nie wylałam. Jeden klient zostawił mi nawet 5 funtów napiwku.

Koszmar zaczął się, kiedy wybiła godzina 20. Miałam wrażenie, że wszyscy w promieniu 10 km postanowili uczcić piątkowy wieczór akurat w naszej knajpie. Ludzie wlewali się do środka prawdziwymi "stadami", drzwi praktycznie się nie zamykały, a gdybyśmy otworzyli okna, to śmiem przypuszczać, że wlewali by się także oknami.
Zanim udało mi się posprzątać jeden stolik, już siedzieli przy nim następni goście. Nie nadążałam z zapisywaniem lawiny składanych zamówień i chyba trzy razy zaniosłam dania nie do tego stolika, co trzeba. Stało się jasne, że bycie kelnerką jednak nie jest moim powołaniem. Camille starała się mi pomagać, kiedy tylko mogła, lecz zdarzało się to niezmiernie rzadko, bowiem sama musiała uporać się z tłumem rozbawionych studentów tłoczących się przy barze.
Dodatkowo deprymował mnie fakt, iż Jennifer zdawała się w ogóle nie mieć tych samych problemów co ja. Jej stoliki lśniły czystością, zawsze gotowe na przyjęcie nowych gości, a ona sama swobodnie przechadzała się po sali, kołysząc biodrami i roznosząc po 15 drinków na raz. Co parę kroków przystawała, by z uśmiechem na twarzy zamienić kilka słów z którymś z gości, głównie płci męskiej. A ja w głowie już słyszałam brzęczący odgłos monet z napiwków, które zdążyły już chyba podwoić jej tygodniową pensję.
Dobrze, że taki ruch zaczął się dopiero na trzy godziny przed zamknięciem lokalu, bo dłużej chyba nie ustałabym na nogach.
- Czy tu jest tak codziennie? - zapytałam Camille, gdy goście stopniowo opuszczali już "Ricottę".
- Coś ty. Tylko w weekendy, a najgorzej właśnie w piątek wieczorem. Skoro dzisiaj dałaś radę, to zawsze dasz.
- No chyba nie do końca dałam radę - pożaliłam się.
- Dziewczyno, to twój pierwszy dzień! Nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Mogło być dużo gorzej, uwierz - słowa Camille nieco poprawiły mi nastrój.
- Słuchajcie, mam sprawę! - do rozmowy wtrąciła się Jennifer - Dostałam telefon z domu. Muszę urwać się dziś trochę wcześniej, ok?
- Ok, jeśli to ważne.
- Dzięki, Camille. Dave! - Jennifer przywołała chłopaka gestem - Podrzuciłbyś mnie do domu?
- No nie wiem. Dacie sobie radę we dwie? - Dave zwrócił się do mnie i do Camille.
Mnie wcale się to nie uśmiechało, lecz Camille pośpieszyła z zapewnieniem:
- Jasne. I tak niedługo zamykamy. Jedźcie.

Przyniosłam zamówienia do ostatniego zajętego stolika i z ulgą opadłam na jedno z krzeseł stojących przy barze. Uff... Prawie koniec. Nie miałam pojęcia, że praca kelnerki to taka ciężka harówa. Kiedy wrócę do domu, od razu wskakuję do łóżka i nie ruszam się z niego przez najbliższe pół doby.
Niestety teraz nie było mi dane nawet pomarzyć o odpoczynku, gdyż ku swojemu niezadowoleniu usłyszałam głuchy odgłos otwieranych drzwi. Super! Jeszcze jeden klient. Miałam nadzieję, że na dziś już koniec, ale nie! - musiał się jeszcze ktoś przypałętać. Najchętniej wyprosiłabym go na wejściu, oznajmiając, że jest już nieczynne, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić, bo do zamknięcia restauracji zostało jeszcze 25 minut. Wzięłam więc jedną kartę menu z kupki i poczłapałam do stolika w rogu sali.
Kiedy zbliżyłam się na wystarczającą odległość, by zobaczyć twarz gościa, stanęłam jak wryta. Moje serce w tej chwili chyba też stanęło, bowiem na krześle - tym samym, na którym wysłuchiwałam porannego wykładu Dave'a - rozsiadał się właśnie... Niall Horan.
Niall!
O mój Boże! Czy to możliwe? Niall, którego do tej pory udało mi się spotkać jedynie kilka razy w najpiękniejszych snach, teraz siedział tu - najzupełniej prawdziwy i w stu procentach na jawie - zaledwie parę kroków ode mnie! A może to jednak jest sen?
Jakimś cudem zmusiłam nogi do pokonania tych ostatnich metrów. Stanęłam z Niallem prawie twarzą w twarz. Rozwichrzone, blond włosy, oczy jeszcze bardziej błękitne niż na jakimkolwiek zdjęciu.
- To naprawdę ty - wyszeptałam do siebie, jednak na tyle niedyskretnie, że Niall zdołał usłyszeć ostatnie słowo.
- Co ja? - zapytał z uśmiechem.
- Nie, nic. Przepraszam. Znaczy... - przypomniałam sobie, ile razy przed snem wyobrażałam sobie takie spotkanie, ile zawsze chciałam mu powiedzieć. Nie mogę zakończyć tego jakimś głupim "nic"! - Niall. O matko! Od czego by tu zacząć? Uwielbiam cię! Ciebie i cały zespół. Wasza muzyka tyle dla mnie znaczy! Tyle zmieniła w moim życiu. Właściwie nie potrafię już bez niej normalnie funkcjonować!
Po chwili swojej nieopanowanej wylewności, zastanowiłam się, czy przypadkiem nie zrobiłam z siebie idiotki, jednak blondyn wyglądał na uradowanego.
- Od początku wiedziałem, że wejście do tej restauracji to dobry pomysł. Włoskie żarcie i jeszcze masa komplementów na powitanie. Dzięki! - chyba jednak tak strasznie się nie skompromitowałam.
W końcu podałam Niallowi menu, na którym do tej pory nerwowo zaciskałam palce. Z wrażenia oczywiście zapomniałam zaproponować czegoś do picia, ale blondyn sam się o to upomniał.
- Mogłabyś przynieść mi jedną colę?
- Jasne, sekundkę.
Musiałam się powstrzymywać, by nie pobiec do baru. Znalazłam czystą szklankę i napełniłam ją coca-colą dla Horana. Cały czas miałam przeczucie, że wyleję mu ją prosto na spodnie, na szczęście nic takiego się nie stało. Przyjęłam od Nialla zamówienie na makaron z kurczakiem, po czym zebrałam w sobie całą odwagę, by zapytać:
- Wiem, że to pewnie strasznie nieprofesjonalne z mojej strony, ale... czy mógłbyś dać mi swój autograf?
- Dla osoby, od której zależy, czy dostanę jedzenie - zawsze! - zażartował, a ja roześmiałam się. Nie ze zdenerwowania, tylko - ot, tak! Po prostu. Ciekawe, czy Niall na wszystkich działał tak "rozpogadzająco"?
Jak na skrzydłach wpadłam do kuchni, trzymając w dłoni malutką karteczkę z imiennym autografem niczym najcenniejszy skarb. Przekazałam kucharzowi zamówienie, po czym skierowałam się do naszej kelnerskiej "szatni", by ochłonąć trochę w samotności.
Jednak plany pokrzyżował mi jeden z moich ulubionych kawałków Katy Perry, który właśnie puścili w radio. Zamiast usiąść na tyłku i spróbować uspokoić bicie serca, moje ciało praktycznie samo zaczęło poruszać się w rytm muzyki. Zawsze tak reagowałam na melodyjne piosenki, a wydarzenia sprzed momentu dodatkowo przyczyniły sie do tego, że po chwili wirowałam już po całym pomieszczeniu według swojej własnej, spontanicznej, nieco nieskładnej, ale pełnej radości choreografii. Piruet zakończony wyskokiem, wyrzut rąk w górę, wygięcie w prawo, w lewo i...
Od strony drzwi dobiegło mnie ciche chrząknięcie. Obróciłam się gwałtownie i ku swojej rozpaczy zobaczyłam Nialla, który przyglądał się całemu temu popisowi moich tanecznych umiejętności. Tym razem nie musiałam zastanawiać się, czy zrobiłam z siebie idiotkę. Teraz byłam tego pewna.
- Wybacz, nie chciałem przeszkadzać, ale za barem nikogo nie ma, a ja - niezdara - rozlałem całą colę na podłogę. Pasowałoby to czymś wytrzeć.
- Jasne, zaraz się tym zajmę - odpowiedziałam speszona.
- Pewnie gościom nie wolno tu wchodzić, ale czasem warto złamać jakąś zasadę, nie? - Niall wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu - To, co robiłaś było...
- Żenujące? Po prostu spróbuj o tym zapomnieć - nie wiedziałam, jak wybrnąć z całej tej sytuacji.
- Żartujesz? Jestem pod wrażeniem! Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak tańczył, a już na pewno nie w miejscu publicznym - roześmiał się na głos.
- Mam to uznać za komplement?
- Jak najbardziej. I wiesz co? Masz może długopis? - Niall wygrzebał z kieszeni zmięty kawałek serwetki, zapisał na nim długą nazwę ulicy wraz z numerkiem i podał mi go - Przyjdź jutro popołudniu pod ten adres. Chyba mam propozycję, która zdecydowanie powinna przypaść ci do gustu.


Trzeci rozdział za nami. I muszę nieskromnie przyznać, że jestem z niego całkiem zadowolona ;) Mam nadzieję, że wy też będziecie. 
Kochani, wierzę, że wybaczycie, iż wredna i złośliwa ja potrzyma was teraz trochę dłużej w niepewności, bo z powodu wyjazdu do dziadków kolejny rozdział pojawi się najwcześniej w poniedziałek w przyszłym tygodniu. Plus jest taki, że będziecie mieli mnóstwo czasu na komentowanie :) Liczę na was! Miłego czytania! Buziaki! :*

12 komentarzy:

  1. Ale dobry post ! Jest kilka blogów , które na pewno bede czytac do końca życia ..i ten do nich na 100 % nalezy ;)
    Niall . Kelnerka.Cola i popisy tancerskie :)
    Bardzo dobrze napisany post , (nie znalazłam żadnych błędów ort. itd. co się rzadko zdarza :)
    Podobał mi się - prosze mnie informowac o następnych rozdziałach :)
    Julia (DemiNeedsPoland)

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jezu Jezu kochammmm to ! *_________* DAWAĆ MI TU NASTĘPNY ROZDZIAŁ BO NIE WYTRZYMAM. :D Jak Ty to robisz O_O Szacunnneczek :D
    @ILikeNakedZayn (Wcześniej @Klaudia_eeS ;33

    OdpowiedzUsuń
  3. TO. JEST. NIESAMOWITE!
    Kocham! <3
    @SmileFoorMe

    OdpowiedzUsuń
  4. oł em dżi *___* ołem dżi *___* XD boże, uwielbiam to opowiadanie ! <3 Wszystkie tutaj postacie, oprócz Jenifer mają tak zajebiste charaktery i jeszcze tak je opisujesz ... Niall to w ogóle :D dopiero trzy rozdziały, a ja wiem, że będę stałą czytelniczką. Niedość że pomysł fajny to masz super styl pisania <3 dziękuję za komentarz na moim blogu :) proszę informuj mnie o nn <3 tt - @FlyWithMe_Enjoy

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ;) <3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  6. niesamowite, cholernie wciągnęło! czekam na nowy! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział;) Czekam na następny

    likestrawberriesandchocolate.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo przyjemnie mi się to czytało, oczywiście będę zaglądała tu od czasu do czasu sprawdzając czy jest coś nowego. Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam Cię poinformować, że na:
      http://is-breathing-for-this-moment.blogspot.com/
      pojawił się nowy rozdział, serdecznie zapraszam i liczę na szczerą opinię. <3

      Usuń
  9. przyznaję się bez bicia, że dopiero dziś przeczytałam ten rozdział, ale..
    WIEDZIAŁAM, ŻE TAM WJEDZIE NIALL! xd
    a tak ogólnie, to bardzo fajny. przyjemnie się czyta. xx

    OdpowiedzUsuń
  10. ahahaha Niall, jak ja go kocham i te jego teksty :D XD

    OdpowiedzUsuń